Zmiana płci to zło?

– Problem moralny pojawia się wtedy, kiedy wokół osoby, która odczuwa potrzebę zmiany płci znajdują się doradcy, którzy przekonują ją do tej zmiany za wszelką cenę, mówiąc, że to jest dobre, że to pomoże, obiecując, że będzie szczęśliwa – mówi o. Jacek Norkowski, dominikanin, doktor nauk medycznych. Duchowny rozmawia z portalem Fronda.pl o problemie transeksualizmu. 

O. Jacek Norkowski

O. Jacek Norkowski

Problem transseksualizmu polega na tym, że dana osoba nie akceptuje swojego ciała, pojawiają się wręcz sformułowania, że „dusi się w swoim ciele”. Kobieta, której ciało ma wszystkie fizyczne cechy kobiecego, jest przekonana, że powinna być mężczyzną, mieć ciało męskie.

W swojej duszpasterskiej pracy spotkałem się z osobą, która przeżywała właśnie takie rozterki. Czytaj dalej

Kiedy kibicowanie jest grzechem?

Na czym polega specyfika zachowania na stadionie, co oznacza zdobywanie barw przeciwnej drużyny, gdzie jest granica dla kibica? – w Małym Poradniku Grzesznika, mówi portalowi Fronda.pl ks. Jarosław Wąsowicz , salezjanin, organizator Pielgrzymki Kibiców na Jasną Górę. 

Ks. Jarosław Wąsowicz

Ks. Jarosław Wąsowicz

 – Od 1983 r. jestem kibicem Lechii Gdańsk, kiedy po raz pierwszy poszedłem na jej mecz. Aktywnie kibicowałem z wyjątkiem mojej formacji zakonnej. Emocje, wrażenia, doping, adrenalina, ciśnienie – to jest to, co przyciąga na stadion.

Czytaj dalej

Katolik w kryzysie ekonomicznym

Krótka instrukcja kryzysu dla katolika, podczas gdy sen z powiek spędza szalejący kurs franka a nieubłaganie zbliża się termin spłacenia kolejnej raty. W kolejnej części Małego Poradnika Grzesznika Marta Brzezińska rozmawia z ekonomem Konferencji Episkopatu Polski, ks. Januszem Majdą. 

Ks. Janusz Majda

Ks. Janusz Majda

 

Fronda.pl: Czy dla katolika kryzys ekonomiczny i radzenie sobie z nim stanowi jakiś problem moralny? Wielu sen z powiek spędza szalejący kurs franka…

 

Ks. Janusz Majda*: Jeśli przychodzi kryzys ekonomiczny to dotyka on wszystkich, nie tylko katolików; tak więc wszyscy muszą sobie z nim radzić. Bez względu na okoliczności zawsze należy postępować uczciwie i sprawiedliwie, bo to są elementarne zasady ludzkiego współżycia, które przecież nie zależą od przekonań religijnych czy politycznych. W związku z tym, nie wydaje się, by katolicy byli tu w jakiejś innej sytuacji; łatwiejszej bądź trudniejszej.

Czytaj dalej

O. Knotz: Taniec, który potrafi uwieść

O tańcu, jego specyfice, poruszaniu serca, a także granicy, której nie powinno się w nim przekraczać, w Małym Poradniku Grzesznika mówi o. Ksawery Knotz, kapucyn z Apostolstwa Małżeństw „Szansa Spotkania”.

 

O. Ksawery Knotz

O. Ksawery Knotz

W tańcu zawsze jest jakiś element uwodzenia i bliskości cielesnej, który rodzi zainteresowanie drugą osobą. W czasie tańca mogą pojawić się poruszenia seksualne. Przez taniec ludzie się do siebie przybliżają, otwierają na siebie. Nieodzowne jest badanie własnego serca i zastanowienie się w swoim sumieniu nad tworzoną relacją. Istnieje cała hierarchia wyższych i niższych poruszeń ludzkiego serca: czystych i brudnych, miłosnych i pożądliwych, które się do pewnego stopnia wzajemnie mieszają, mają swoje odmiany i odcienie. Przenoszą się na zewnątrz za pomocą naszego ciała – poprzez mowę, dotyk. Zależnie, które poruszenia zdominują serce człowieka będą niosły całkiem inną treść i będą budować całkiem inny rodzaj relacji z drugą osobą.

Czytaj dalej

Ks. Bartołd: Jeśli władza za bardzo ciemięży podatkami to można ją zmienić

Czy można przestać płacić abonament telewizyjny? Czy nieposłuszeństwo obywatelskie może być uzasadnione? – o tym w Małym Poradniku Grzesznika portalu Fronda.pl, mówi ks. Bogdan Bartołd, proboszcz Archikatedry Warszawskiej.

 

 

ks. Bogdan Bartołd.

ks. Bogdan Bartołd.

 – Podatki generalnie należy płacić w myśl biblijnej zasady: co boskie Bogu, co cesarskie cesarzowi. Poprzez ich płacenie wspieramy to, co ogólnie nazywa się dobrem wspólnym. Problem zaczyna się wtedy, gdy są one takiej wielkości, że człowiek nie jest ich w stanie płacić. Przypominam, że państwo jest instytucją służebną wobec obywateli. Jeśli nakłada ono na obywateli wysokie, drakońskie podatki to, co ma zrobić taki człowiek, jeśli to przekracza jego możliwości. Co ma zrobić? Nie płacić.

 

Słyszymy takie opinie: państwo mnie okrada podatkami, to ja się nie dam i będę tak kombinował, aby ich nie płacić, będę omijał prawo – to jest złe podejście. Nie wolno wyznawać zasady, że jak ktoś mi wyrządzi krzywdę czy okrada mnie – to ja postąpię tak samo, oddaję mu złem za złe. To nie jest ewangeliczne. Jeśli władza mnie okrada to powinienem ją zmienić. Są w demokracji temu służące instrumenty.

 

Biskup Mering wezwał – jesli wszystkie inne środki zostaną wyczerpane – do niepłacenia abonamentu TVP, która promuje satanistę. Czy biskup może wzywać do takiej postawy? Telewizja publiczna ma określoną misję, na którą płacą jej widzowie. Jeśli się jej sprzeniewierza, to należy protestować. To przypomina trochę strajk, który jest ostatecznym pokojowym naciskiem, gdy polubowne rozmowy nic już na dają.

 

Czy posłuszeństwo obywatelskie jest złe? Jeśli władza, jest głucha na postulaty obywateli, to musi się liczyć z konsekwencjami swojego postępowania. Obywatele mogą wymówić swoje posłuszeństwo takiej władzy, która ich niszczy i ciemięży.

o. Błaszkiewicz: Czy metalowa muzyka służy złu?

Co powoduje zły przekaz w muzyce? Czy odwrócony krzyż jest symbolem satanizmu czy chrześcijaństwa? – mówi portalowi Fronda.pl  o. Fabian Błaszkiewicz, jezuita w Małym Poradniku Grzesznika.

 

Ks. Fabian Błaszkiewicz SJ

Ks. Fabian Błaszkiewicz SJ

– Zajmuje się muzyką. Kiedyś muzyka metalowa kojarzyła się z satanizmem. Nie ma jednak muzyki, dźwięku, który byłby ze swej natury zły. Bóg nie stworzył złych dzięków. Tutaj chodzi o to, co dodajemy do muzyki, rytmu, czy dźwięku. Dodany przekaz może zmieniać muzykę w narzędzie dobra bądź zła. Niedobre jest to, że manipuluje się się przekazem poprzez sposób emisji dźwięku. Tu nawet nie chodzi o malowanie twarzy czy scenografię, ale o to w jaki sposób muzyka jest emitowana, czy odkształca świadomość. Najcięższa muzyka metalowa słuchana cicho na domowym odtwarzaczu może niemal uśpić, bo prawie nie wpływa na człowieka. Na koncertach wygląda to zupełnie inaczej, bo celowo jest dobierana koncentracja dźwięków, która jest nie do wytrzymania. Dochodzą do tego światła stroboskopowe. Głośniki emitujące mocne basy są montowane np. w klubach techno w podłodze. Muzyka przenika człowieka, jego ciało pulsuje w takim rytmie, że wpada się w trans i odkształca swoją świadomość. To jest niedobre.

 

Satanizm w muzyce jest też niebezpieczny. Tam jest plucie na chrześcijaństwo. Jeden z zespołów śpiewał, aby znów chrześcijan rzucić lwom. To jest stawanie po ciemniej, złej stronie. Pytanie, kto z muzyków wzywa diabła na koncercie z przekonania, a kto robi to dla celów komercyjnych, bo przysparza mu to popularności i jest na to zapotrzebowanie. Przypomnę, że w czystej niezmanipulowanej muzyce nie ma zła. Są w Polsce zespoły grające głośno i ciężko, które są nie służą złu. Można w zespołach metalowych śpiewać psalmy. Czy to jest złe? Nie.

 

Sataniści za swój symbol uznali odwrócony krzyż. Ale on jest symbolem chrześcijańskim. Św. Piotr na swoją prośbę został ukrzyżowany w taki sposób. Sataniści dodają więc do odwróconego krzyża trzy szóstki. Odwrócony krzyż jest symbolem męczeńskiej śmierci św. Piotra, chrześcijański symbol pierwszego papieża. Bądźmy wierni Jezusowi tak jak św. Piotr – dodaje o. Fabian.

Grzech świętego spokoju

Czy dobrze robię dając pieniądze żebrakowi? A proponując mu jedzenie? To tylko pomoc doraźna, która niczego nie zmieni w jego życiu. A co z tymi, którzy żebrzą na alkohol? „Grzeszę, bo wspieram czyjś nałóg”. – Dawać czy nie dawać? – na pytania portalu Fronda.pl odpowiada brat Marcin Radomski, kapucyn. 

 

/

Samo dawanie żebrakom pieniędzy na ulicy nie jest grzechem, raczej pewnym zaniedbaniem, karmieniem swojego świętego spokoju. „Ja dałem biednym, jestem takim dobrym człowiekiem, a dalej, to już nic mnie nie interesuje”.

 

Cały problem polega na tym, że dając komuś pieniądze na ulicy, tak naprawdę nie wiemy, na co zostaną przeznaczone. Bardzo często żebrzący wyłudzają pieniądze na alkohol, papierosy czy inne używki. O takim właśnie „wspomaganiu” możemy mówić w kontekście grzechu. Bo jeśli widzę podpitego żebraka, to domyślam się, na co wyda on moje pieniądze. Dając mu je, niewątpliwe grzeszę, bo wspieram jego nałóg. I to jest taki grzech świętego spokoju, zaniedbanie, ignorancja, brak wrażliwości. Wiąże się to również z naszym egoizmem, więc tu również dotykamy materii grzechu.

 

Pomaganie żebrakom to także kwestia rozeznania, a to nie jest takie proste. Na ulicy, w ciągu kilku minut, wydaje mi się wręcz niemożliwe. Z mojego doświadczenia, mogę powiedzieć, że ludzi, którzy naprawdę potrzebują trzeba szukać. Oni nie mają takiej łatwości, żeby wyjść na ulicę i prosić. Ludzie, którym łatwo przychodzi żebranie, bardzo często tak naprawdę nie potrzebują pomocy. Często spotykam się z sytuacjami, kiedy przyznają, że „biorą, bo ktoś daje”, a ci, którym naprawdę ciężko, trzeba poszukać, zachęcić, oni wstydzą się przyjść i samemu prosić.

 

Z drugiej strony, rodzi się inna wątpliwość – czy odmawiając wszystkim żebrzącym, nie odmówię komuś, kto naprawdę potrzebuje. Oczywiście, dawanie pieniędzy niczego nie rozwiązuje, bo jak wspomniałem – nie wiemy na co zostaną przeznaczone. Dlatego można zaproponować kupienie jedzenia. Ale to też jest taki środek zamienny, bo niczego nie rozwiązuje. Ty go karmisz, a on dalej pije – prosty mechanizm. To wszystko jest taką pomocą doraźna, która według mnie nie jest rozwojowa. Prawdziwa pomoc jest wtedy, kiedy rzeczywiście dotknie życia drugiego człowieka, sprawi, że coś się zmieni. Danie komuś bułki albo 2 zł niczego nie zmieni.

 

O wiele trudniej, kiedy ktoś Cię prosi o pieniądze, zapytać, na co chce je wydać i dlaczego musi żebrać na ulicy. Wtedy wchodzę z tym kimś w relację, mam szansę naprawdę zadziałać. Pamiętam taką historię – kiedy szedłem jedną z warszawskich ulic podeszła do mnie dziewczyna z chłopakiem. Z daleka widziałem, że czegoś chcą. Faktycznie, poprosili o parę złotych bo na coś im zabrakło. Zapytałem wtedy, na co. Odpowiedzieli, że na piwo, czy jakiś inny alkohol. Pochwaliłem wtedy dziewczynę, że przynajmniej jest uczciwa, nie kombinuje. Dałem jej parę groszy, ale odruchowo z kieszeni wyciągnąłem też różaniec. – Masz, pomodlisz się za mnie – podałem dziewczynie. A ona? Ona się rozpłakała! – Mam się za co modlić – odpowiedziała. Kiedy zapytałem, co się stało, opowiedziała mi, że straciła dziecko, a potem wylądowała z chłopakiem na ulicy.

 

Okazuje się, że takie spotkanie z żebrakiem może być też świetną okazję do ewangelizacji. Bo oni tak naprawdę wcale nie potrzebują pieniędzy. To znaczy, według ich potrzeb – na pewno, ale to jest taka forma podświadomego dawania sygnału, wołania o zainteresowanie. Oni nawet nie zdają sobie z tego sprawy. Kiedy się nimi zainteresuję, naprawdę mam szansę pomóc.

 

Samo dawanie pieniędzy żebrzącym to również pewna forma poniżania człowieka. Wrzucanie komuś 2 złotych nawet nie patrząc na niego, to dawanie dla samego dawania. Stajemy się kimś, kto ma władzę nad drugim człowiekiem, bo mu dajemy. Ale wchodząc z nim w dialog, mamy szansę nawiązania relacji, pokazania, że naprawdę nam zależy.

 

Rozmawiała Marta Brzezińska

Cejrowski: Wolałbym aby księża nie zdejmowali koloratek

– Koloratka przypomina mi obrączkę – mówi w swoim programie Wojciech Cejrowski – i twoje kapłanie drogi zaślubiny z Kościołem. Jak nie masz obrączki to mnie wkurza, bo jak żonaty mężczyzna zdejmuje obrączkę wychodząc z pracy, to mam złe podejrzenia, że na dziwki idzie. Jak ksiądz zdejmuje koloratkę, to też mam złe podejrzenia. – Ksiądz nie powinienem chodzić w takie miejsca, gdzie wstydzi się nosić koloratkę – mówi ks. Jan Sikorski, ojciec duchowny duchowieństwa archidiecezji warszawskiej w 11 części Małego Poradnika Grzesznika portalu Fronda.pl.

 

Wojciech Cejrowski

Wojciech Cejrowski

Wojciech Cejrowski o koloratkach w TVN Style:

 

http://www.dailymotion.com/video/xe6zb7_cejrowski-o-koloratkach_lifestyle

 

A co na słowa Cejrowskigo ks. Jan Sikorski?: – Powołanie kapłańskie dotyczy całego naszego życia. Jesteśmy poślubieni Jezusowi. Taki jest sens celibatu. Znak przynależności do niego jest bardzo ważny. Jest też narzędziem apostolskim, bo przypomina nam samym, kim jesteśmy. Musimy się borykać z trudnościami, a więc nas samych kapłański strój też chroni i przypomina ludziom, że mają swoich pasterzy. Świadomość, że pasterz jest wśród nas jest budujący. Noszenie oznak księżowskich jak koloratka czy sutanna jest istotne. Mówił o tym Jan Paweł II i Benedykt XVI, że sutanna jest cennym znakiem. Widzę też, że księża na ogół o tym pamiętają.

 

Są wyjątkowe sytuacje jak wyjazdy wakacyjne, turystyczne, podróże, czas odpoczynku, relaksu czy „schowania się” przed ludźmi w swojej pustelni i wtedy nienoszenie koloratki czy sutanny jest uzasadnione. Takich sytuacji jest jednak stosunkowo mało. Z zasady ksiądz powinien być rozpoznawalny. Sam powinien tę swoją tożsamość cenić i być jej wierny.

 

Są jednak księża, którzy nonszalancko i ostentacyjnie nie noszą koloratki. Czy jest jakiś trend, wśród kapłanów na nienoszenie „po księżowskiemu”? Jest taka ideologia, z którą się nie zgadzam, że świadczymy tylko czynami tym kim jesteśmy, a nie strojem. Ukryci między ludźmi, bez zewnętrznych oznak, mamy być świadkami Chrystusa i tylko po naszych czynach mamy być rozpoznawani. Dla mnie to, że małżonkowie noszą swoje obrączki – i widać je – są symbolem ich wierności. To dla mnie równie ważny zewnętrzny znak.

Czy zdejmowanie obrączki czy koloratki gdy krępuje, można porównać do zdrady, niewierności? Ksiądz nie powinienem chodzić w miejsca, gdzie wstydzi się nosić koloratkę. Sutanna czasem prowokuje. W mediach jednak ksiądz powinien być rozpoznawalny, że jest księdzem – podkreśla ks. Sikorski.

 

Rozmawiał Jarosław Wróblewski

Ks. Grefkowicz: Kiedy objawienia prywatne stają się niebezpieczne?

Kościół nie ulega presji czasowej w procesie potwierdzania objawień. Jak zachowywać się wtedy, kiedy dane objawienie nie zostało jeszcze oficjalnie uznane, a zaczyna cieszyć się coraz większą popularnością wśród wiernych? Na pytania portalu Fronda.pl odpowiada egzorcysta, ks. Andrzej Grefkowicz. 

Ks. Andrzej Grefkowicz

Ks. Andrzej Grefkowicz

Największą ostrożność zalecałbym zachować do momentu potwierdzenia danych objawień przez Kościół. Jak wiadomo, Kościół nie ulega presji czasu w tej materii, więc czasem zdarza się, że jakieś objawienia zaczynają cieszyć się coraz większą popularnością jeszcze długo przed tym, zanim zostaną oficjalnie potwierdzone.

Tak się dzieje w przypadku objawień z Medjugorie. Są one dość mocno rozpowszechnione, choć nigdy nie zostały oficjalnie potwierdzone przez Magisterium Kościoła. Nigdy też Kościół jednoznacznie nie zakazał otaczania kultem tych objawień. W momencie kiedy jakieś objawienia zdobywają coraz większą popularność w Kościele, a nie ma ze strony Magisterium stanowiska, że są one niewłaściwie, myślę, że można się nimi w ostrożny, zdystansowany sposób posługiwać. Ale podkreślam – ostrożny. Nie są one jeszcze oficjalnie uznane, co nie zmienia faktu, że mogą być efektem Bożego działania.

Na czym polega ostrożność w kwestii objawień? To przede wszystkim, skupienie uwagi na skutkach, na owocach, jakie przynosi moje zainteresowanie danymi objawieniami. Odróżnianie dobrych owoców od tych złych zaczyna się od najprostszych, codziennych spraw – czy te objawienia przyciągają, czy może odciągają mnie od Kościoła, czy przypadkiem nie skupiam się na wybranych prawdach wiary, jednocześnie negując inne. Warto zwrócić uwagę, czy nie zatracam siebie zagłębiając się w poznawanie treści danych objawień, tym samym zaniedbując swoje obowiązki domowe, rodzinne czy zawodowe. Czy ta moja pobożność nie utrudnia mi zaangażowania w codzienne życie społeczne, czy może alienuje mnie z niego. Jedyną metodą, jaką można w tej materii zalecić, jest po prostu konfrontowanie skutków tych objawień z moim życiem.

Szatan wykorzystuje wszelkie możliwe okazje, by zwieść człowieka, dlaczego więc miałby pozostawić wolną od swoich zakusów przestrzeń objawień? Stąd właśnie zalecena jest szczególna ostrożność. Dlatego na przykład w procedurze potwierdzania objawień Kościół korzysta z pomocy psychologów. Ta pomoc skupia się na weryfikacji osoby, która ma objawienia. Natomiast, jeśli chodzi o bezpośrednie konsultacje z tą osobą to rola psychologa nie jest wielka – raczej potrzebny będzie dobry spowiednik lub kierownik duchowy.

Rozmawiała Marta Brzezińska

Ks. Szostek: Separacja może ratować małżeństwo, zdrada nie być jego końcem

– Kościół nie jest aż tak niemądry, aby nie znał sytuacji bolesnych – mówi w ramach  Małego Poradnika Grzesznika portalu Fronda ks. prof Andrzej Szostek, rektor KUL.

Ks. Andrzej Szostek

Ks. Andrzej Szostek

Jeżeli współmałżonek jest bity i poniżany, a dzieci krzywdzone i żyjące w strachu i druga strona nie ma się już siły do życia w takim chorym związku małżeńskim, to czy Kościół poparłby w takim wypadku separację małżonków? Rozwód w świetle prawy cywilnego dla kościelnej strony nie jest tożsamy z rozwiązaniem małżeństwa w sensie kościelnym. Kościół nie jest aż tak niemądry, aby nie znał sytuacji bolesnych. Lekarstwem akceptowanym w Kościele jest separacja. Życie osobno. Nie rozłąka, ale następny związek małżeński jest kwalifikowany jako grzech. Jeśli się okaże, że rzeczywiście przed ślubem było dobrze, a w małżeństwie zachowanie współmałżonka zupełnie inne, to być może są podstawy do zakwestionowania ważności małżeństwa. Bo może było to oszustwo, zatajenie czegoś istotnego. Można zwrócić się do sądu kościelnego o stwierdzenie nieważności związku. To nie jest zakończenie ważnego małżeństwa, tylko stwierdzenie, że od początku kanonicznie był nie ważny.

A jeśli w separacji jest niewierność? Nie ma naprawy, skruchy ale wręcz przeciwnie jeszcze gorsze zachowanie? Jeśli to przybiera nawet przykład radykalnego rozejścia się małżonków, to nie jest to jeszcze grzech. Z punku widzenia państwowego może być to rozwód, z kościelnego – nie, choć może stanowić stały rozpad pożycia małżeńskiego. Grzech to wejście w drugi związek małżeński.

Czy mimo bolesnej zdrady można uniknąć rozwodu? Nie jestem w małżeństwie i trudno mi się wcielać w skórę małżonka. Stwierdzenie jednak zdrady przez jednego z małżonków jest sprawą niesłychanie bolesną, dotkliwą i upokarzającą. To uderzenie godzące w to, co jest najbardziej intymne w ludzkim sercu i życiu. Jednak czasem głęboka analiza tego złożonego problemu może spowodować nie tyle rozstanie, ale wzmocnienie związku. To może pokazać trudności w małżeństwie, problemy także u drugiej strony, które po przebaczeniu można wspólnie pokonać. Każdy grzech jest wybaczalny w Kościele (z wyjątkiem grzechu przeciw Duchowi świętemu ale nie o nim tu mówimy) nawet taki jak zdrada. Bóg może z tego wyprowadzić dobro.

 

Czy mamy dziś do czynienia z liberalizację stwierdzenia nieważności małżeńskich przez Kościół? Sprawa dotyczy wprowadzonej przez kilku laty nowej przeszkody wzywającej, dotyczącej trwałej niezdolności realizacji sakramentalnego związku małżeńskiego. Ta nowa przeszkoda, jest rozwinięciem wcześniejszej, dotyczącej kanonicznego wieku zawarcia związku małżeńskiego. Próg 18 lat wyznaczony jako limit wieku ważnego małżeństwa nie odnosi się tylko tylko aktu płciowego i wzbudzenia potomstwa, dlatego, że taką zdolność mają młodzi ludzi wcześniej. Ustanowienie tego progu na wysokości 18 lat, już zakładało nabycie dojrzałości nie tylko seksualnej do zawarcia związku małżeńskiego.

Widzimy, dziś że wielu młodych małżonków nie do końca w małżeństwie jest dojrzałych. Kościół mimo tego nie podnosi progu wieku udzielania małżeństw. O ile dojrzałość biologiczna i płciowa jest dobra o tyle osobowościowa może pozostawiać dziś wiele do życzenia. Trzeba być duchowo i psychicznie odpowiedzialnym, a w efekcie okazuje się, że wiele młodych małżonków nie zdaje sobie z tego sprawy. Kościół uprzytomniwszy sobie tą cywilizacyjną przemianę i niezdolność do bycia małżonkiem, zdecydował się taką niedojrzałość wyodrębnić jako przeszkodę, która może stanowić o jego nieważności.